Śmiało mogę powiedzieć, że w życiu spełniam swoje marzenia, zarówno te małe jak i te duże 🙂

W 2010 r… wybrałam się zupełnie przez przypadek na wycieczkę na Hrebieniok (wycieczka zorganizowana z biurem turystycznym z Krynicy, czyli autokar pełen kuracjuszy w wieku 60+). Pamiętam jak podchodziliśmy byłam zachwycona widokami i górami, jakby inny świat niż ten który znałam do tej pory. Zobaczyłam dziewczynę wyposażoną w szpej do wspinania, miała super górskie buty, które pamiętam do dziś – zrobiła na mnie duże wrażenie. Nie miałam wtedy pojęcia o górach, jedynie gdzie bywałam to Jaworzyna Krynicka i „górka” obok domu 😉 Bardzo mocno utkwił mi w głowie widok tej „górskiej dziewczyny”, nie wiem kto to był, ale w głowie siedziało mi jedno : „ja też tak chce”. Wtedy pomyślałam sobie: nie ma co marudzić, tylko trzeba coś z tym zrobić! Nie miałam pojęcia jak się za to zabrać, nie miałam znajomych, którzy chodzą po górach, nie miałam za bardzo kogo nawet zapytać co i jak z tymi górami. Ale były chęci…

Śmieje się teraz z siebie, ale na pierwsze wycieczki w góry jeździłam z różnymi ludźmi, których wynajdowałam na forach internetowych!!! Ojejku, pamiętam co ja się namęczyłam – czasem trafiałam na fajne osoby, ale zdarzały się jakieś rozkapryszone mendy, albo nudziarze, przymulacze itd!!! Cóż nie zawsze było idealnie, ale były góry i to mnie cieszyło! Troszkę się rozkręciłam na tych beskidzkich wypadach, i szczęście mi sprzyjało, wprowadzili się do mieszkania gdzie miałam swoje gniazdko w trakcie studiów ludzie, którzy chodzili po górach. Oni chodzili po górach, a ja miałam auto, sprawa była prosta: pomimo, że nie darzyliśmy się jakąś miłością obie strony wiedziały, że symbioza działa: wy mnie bierzecie w góry a ja wam ułatwiam dojazd (wygodniej i szybciej autem niż autobusami). I tym sposobem TATRY stały mi się bliższe! Oczywiście moi towarzysze mnie porzucili dość szybko 😉 Denerwowali się na mnie, że ledwo zaczęłam chodzić po górach, a w ogóle nie odczuwam zmęczenia i czerpię dzięki temu jeszcze więcej przyjemności 😉 No cóż … znowu nie miałam z kim chodzić po górach.

Czas było odpalić ponownie fora internetowe! Działało!!! Poznałam coraz więcej ludzi, wśród nich osoby, które się wspinały, więc też zaczęłam się coś nawet wspinać… i tak krok po kroku cały czas poznaję nowych ludzi, z którymi fantastycznie spędzam czas w górach.

Nie będę się tutaj wymądrzać, ale uważam, że chęci są najważniejsze w dążeniu do wyznaczonych celów. Musimy oczywiście do tego dorzucić troszkę samozaparcia, odwagi i determinach, a całą resztę można małymi kroczkami robić i się realizować. Jak słyszę, że chcecie gdzieś jechać, coś zobaczyć, ale nie bo brakuje Wam plecaka, czy coś tam, to po prostu chce mi się śmiać! Nie szukajcie dziury w całym! Na pierwszej swojej wycieczce w góry miałam jakiś śmieszny tornisterek i jakieś rozwalające się adidasy, ale to jest jeszcze kiepski przykład. Mam dla Was lepsze historie o tym, że wszystko można jak się czegoś chce!

Miałam 10-12 lat (dokładnie nie pamiętam), ale wchodził w modę wtedy snowboard! Hm… sprzętu nie miałam, kasy na sprzęt tym bardziej! Ale miałam znajomego w klubie snowboardowym 😀 Przed ponad miesiąc dzień w dzień chodziłam i męczyłam go żeby pożyczył mi deskę! W końcu mi się udało! Pamiętam jak przyniósł snowboard – ciężki jak cholera, buty były za duże na mnie chyba 3 rozmiary, ale miałam snowboard! Słuchajcie – jeździłam w wielkiej czapie z pomponem, 3 parach spodni dresowych, bo nie miałam prawdziwych snowboardowych, z rękawiczkami też było kiepsko, ale coś tam wykombinowałam! Dało się?

Wszystko jest w naszych głowach, przekonałam się o tym już kilkakrotnie. Trzeba mieć swoje cele i marzenia i po prostu działać. Takich historyjek jak zaczynałam coś tam mogę przytaczać sporo, i patrząc na nie z perspektywy czasu, wiem że nie można się zniechęć, tylko dlatego ze brakuje Wam sprzętu, ludzi, kasy itd. Małymi krokami można na prawdę zrobić bardzo wiele 🙂

Szczęściu oczywiście trzeba sprzyjać, dawać coś od siebie! Przy tym wszystkim trzeba mieć troszkę „jaj” oczywiście, ale pamiętajcie, że satysfakcja z osiągniętego celu jest niesamowita! Nie miałam podanego wszystkiego na tacy, zresztą do tej pory ciągle coś jest nie tak, ale wiem, że nie ma co się łamać, trzeba robić swoje! Trzeba cieszyć się każdym dniem i wykorzystywać życie w pełni!

Nie zawsze jest szansa wyjazdu w Tatry czy Alpy, bardzo często jest tak,że udaje mi się wyrwać 20 km za Kraków, ale to właśnie o to chodzi: żeby nauczyć się czerpać radość z każdego dnia, z tego co nas otacza!

W skrócie jeszcze kilka marzeń, które udało mi się zrealizować przy odrobinie pracy, wytrwałości i przy dopisującym mi szczęściu:

  • trenowałam taekwondo, koszykówkę, grałam w tenisa
  • zrobiłam kurs pilota wycieczek, instruktora snowboardu i narciarstwa
  • byłam na Spitsbergenie
  • weszłam dwa razy dzień po dniu na Kazbek
  • wygrałam konkurs AlpCross GoreTex i spędziłam prawie 2 tygodnie w Alpach
  • zaczęłam chodzić na ski-tourach
  • byłam w Laponii, na Majorce, Gran Canarii, we Włoszech i na kilku jeszcze innych wyjazdach pełnych pozytywnych ludzi!
  • cały czas gromadzę sobie powoli szpej
  • zaczęłam biegać po górach
  • wspinałam się w Tatrach

Nie będę się porównywać do znanych podróżników czy wspaniałych sportowców. Mi przynosi satysfakcję to co robię na co dzień, komuś może się to podobać lub nie, ale mi po prostu z tym dobrze 🙂

Realizujcie się!

A na koniec mały mix zdjęciowy: