Biegania w 2015 roku nadszedł kres. Ten sezon przerósł moje wszelkie oczekiwania. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nie miałam ułożonego żadnego planu treningowego. Tym bardziej nie miałam żadnego planu na starty. Myślałam o wystartowaniu w 4 biegach w tym roku, nagle z kilku zrobiło się 15 startów.
Dzięki temu zdobyłam bardzo dużo biegowego i życiowego doświadczenia. Było dużo radości, śmiechu, ale czasem też było ciężko i smutno, ale o tym szybko zapomniałam. Podzielę się z Wami tymi chwilami, które na pewno zapamiętam na długo!
Pierwszy start w barwach Salco Sport Teamu był w Szczawnicy pod koniec kwietnia. Pojechałam tam, ale w głowie miałam jeszcze ski-toury. W Tatrach ciągle były świetne warunki narciarskie. W aucie zapakowany cały sprzęt narciarski, a w głowie jedno. „Dobra, pobiegnę, ale szybko pakuje się i jadę do Zakopanego, bo trzeba planować jakąś wycieczkę ski-tourową”. Nogi niosły całkiem nieźle i tak szybko do Zakopanego nie pojechałam. Wygrałam i czekałam na dekorację…:) Później jednak zrobiłam jak planowałam i nocą pojawiłam się w stolicy polskich Tatr. Niewyspana i ledwo żywa, w niedzielę zaliczyłam Żelazne Wrota na ski-tourach:)
Kolejne starty również były nieplanowane, na zasadzie:
Salco pisze: „Natalia, a może start w Mardule? (Mistrzostwa Polski w skyrunningu). Hmmm.. no w sumie czemu nie, ale ja w Tatrach nigdy nie startowałam i nie wiem czy to bieg dla mnie”. Okazało się, że Tatry mnie lubią – stanęłam na podium, na 3 miejscu.
Podobnie było z Supermaratonem Gór Stołowych i DFBG.
Pojechałam na DFBG, w planie był półmaraton. Chciałam powalczyć. Wiedziałam, że mam szansę i tak też było – wygrałam. Na drugi dzień już nie było planu, ale o 9.00 startował bieg na „dyszkę”. Kiedy kontuzjowana Magda Łączak o 8.30 mówi do mnie, że nie biegnie decyduję się spontanicznie ją zastąpić. Start właściwie dla zabawy, a ku mojemu wielkiemu zdziwieniu…nogi niosły jak mało kiedy – wygrałam 😉
Kolejna niespodzianka to Flexistav Bieg Ultra Granią Tatr. Ekstremalnie trudny bieg, a zarazem małe marzenie każdego biegacza. W ogóle nie brałam tego biegu pod uwagę, bo wydawał mi się poza zasięgiem. A jednak 3 tygodnie przed startem znalazłam się na liście startowej. Na tak krótki okres przed zawodami już nie ma czasu na specjalne przygotowania, bo to byłoby bez sensu. Nigdy wcześniej nie biegłam takiego dystansu – 71 km, do tego z takimi przewyższeniami. Wiedziałam, że ukończyć jestem w stanie, bo czułam się wybiegana, lubię podbiegi, więc wiedziałam, że jest to w moim zasięgu, ale nie miałam totalnie odniesienia do tego czy ukończę ten bieg w 13, 15, czy 17 godzin. Nogi niosły, troszkę szczęście sprzyjało więc i tym razem ukończyłam bieg z wielką radością. Stanęłam na 3 miejscu w kat. Open Kobiet i na 35 miejscu w Open (za mną przybiegło jeszcze ponad 200 osób;)
Później był Festiwal Biegowy w Krynicy. Z dnia na dzień zapadła decyzja o zmianie trasy z 64 km na 33 km. Wynikało to ze zmian w pracy, częstych podróży, a co za tym idzie zmęczenia. Pomyślałam więc, że 33 km to będzie szybki strzał i przejdzie:)
No i przeszedł, tylko, że zaraz po tym jak wystrzelił pistolet na „start” i opuszczono szarfę, potknęłam się o nią, potłukłam kolana, zmiażdżył mnie tłum, który startował… Ostatecznie pełno śmiechu, blizny na kolanach do dnia dzisiejszego, ale pomimo to, jakoś dobiegłam do mety. Na podium nie stanęłam, bo dobiegłam jako 4 kobieta, ale kibice z mojej rodzinnej Krynicy byli na deptaku i mocno gratulowali!
Po Krynicy miałam niedosyt w kilometrach, więc stwierdziłam, że to nie koniec sezonu i chce coś jeszcze „ultra” przebiec. Od czerwca po głowie chodził jakiś wypad w Bieszczady, więc październikowy III Ultrmaraton Bieszczadzki zaspokoił mój apetyt. Trzeba jechać! Wcześniej startowałam w półmaratonie Forresta w Limanowej i w Memoriale im. W. Kozuba (obie imprezki też poszły bardzo dobrze ;)). Ultramaraton Bieszczadzki traktowałam jako „dobicie” kilometrów za Krynice, bez nastawienia na wynik – chciałam być w pierwszej 7, bo w sumie startowało sporo mocnych zawodniczek. I tak też było do 20 km, byłam 7, później 6, a jak się zaczęły mocniejsze podbiegi to znalazłam się na 4 pozycji, po kolejnych km byłam już 3 i za 30 km już byłam 2… tak zostało do końca.
Tydzień po tym odbył się PZU Tatrzański Bieg pod Górę, czyli Bieg na Kasprowy i impreza kończąca Montrail Ligę Biegów Górskich. Uznałam, że warto właśnie tą imprezą zakończyć sezon. Lubię mocne podbiegi, wychodzą mi, ale ten bieg był bardzo krótki – ok. 8 km. Na linii startu widziałam sporo silnych zawodniczek, czułam jeszcze zmęczenie w nogach po ubiegłotygodniowym wcześniejszym ultramaratonie i naprawdę nie wiem jak to się stało, ale wbiegłam na Kasprowy w 1 godz i 5 min, zajmując tym samym 2 miejsce na podium.
To oczywiście kilka, w skrócie opowiedzianych historii z tego roku. Większości startów, tak jak napisałam na początku nie planowałam.. Trening był totalnie rozwalony: raz poszłam pobiegać, innym razem na basen, czasem na rolki czy rower i tak to się kręciło przez cały sezon. Liczne wyjazdy, sporo zgromadzonego sprzętu biegowego, walka na krótkich i długich dystansach, to wszystko na pewno bardzo mocno wpłynęło na moje doświadczenie w biegach górskich. Już teraz wiem, że na półmaratonie będę startować tylko z „łapką”, a na dystanse ok 30 km wystarcza mały plecak Salomon 3 ultra set i niekoniecznie trzeba tam zabierać ze sobą 2,5 litra picia 😉 Od połowy sezonu zaczęłam dużo poważniej podchodzić do kwestii związanych z regeneracją, co też na pewno wpłynęło na lepsze codzienne samopoczucie.
Podsumowując: startowałam 15 razy z czego 14 razy udało mi się stanąć na podium. W trakcie sezonu sporo osób bardzo mocno mi pomagało, wspierało i kibicowało. Nie był to sztab ludzi, ale dzięki tym, którzy byli, ten sezon będę zaliczała do bardzo udanych.
Oczywiście to wszystko udało się zrealizować dzięki firmie Salco i startach w barwach Salco Sport Teamu. Tutaj nie sposób wszystko opisać, ale na pewno Malwina, Robert, Miłosz i ja tworzyliśmy fajny zgrany zespół, który oprócz biegania spotkał się czasem na pizzy, czy godzinnych „plotkach”. Czasu spędzonego na telefonicznych plotkach (szczególnie z Malwiną;) nie sposób policzyć:)
Oprócz tego chciałam podziękować takim firmom jak Salomon, Suunto, Etixx, Uvex oraz Spotique za wsparcie produktowe.
I co tu robić w przyszłym roku. Postawić na spontaniczność, jak w tym roku, czy może zacząć profesjonalnie trenować:)?
Prawdziwy z Ciebie talent i mistrz pióra z ogromną łatwością przekładasz myśli na słowa… trzymaj tak dalej, dbaj i pięlęgnuj swego bloga… Skąd czerpiesz tak ciekawe inspiracje ?