Po raz kolejny Salco Sport Team zmierzył się z biegami górskimi. Tym razem Malwinka, Miłosz i ja gościliśmy na Supermaratonie Gór Stołowych – 50 km, +/- 4000m. Ostatecznie „Salco” po raz kolejny potwierdziło, że jesteśmy silną ekipą i wszędzie nas pełno:

  • MIŁOSZ – 2 m-ce kat OPEN
  • NATALIA – 2 m-ce kat OPEN K i 14 m-ce OPEN
  • MALWINA – 4 m-ce kat OPEN K

Z podium praktycznie nie schodziliśmy, bylismy nagradzani w kategoriach Open i wiekowych. Radość i duma jest w człowieku, że może walczyć w barwach takiego wspaniałego teamu 🙂

A teraz kilka słów ode mnie o samym biegu:

Start przesunięty z 9.00 na godz. 11.00 i ponad 30 st. Upał dał zapewne „w kość” wszystkim uczestnikom. Nie ukrywam, że dla mnie pierwsze 30 km były straszne. Nogi mi się plątały, jakbym pierwszy raz była w górach, brak mocy i zdecydowanie mniej przyjemności z biegania niż zawsze. Na pierwszych trzech punktach wyglądałam podobno kiepsko, i tak też się czułam, ale w głowie było jedno: byle ukończyć i się dobrze przy tym bawić. HA! … właśnie to źródłem własnego sucesu, to co mamy w głowach!

Na 28 km przy Pasterce, wylałam na siebie kubeł wody… oj co za przyjemność 😉 Ktoś krzyknął, że jestem 2 kobietą i 35 w Open, ale dogoniła mnie 3 zawodniczka, . Właściwie „spłynęło” to po mnie i przebierałam nóżkami sobie dalej.

Na 30 km „walnęłam” żelika, (w które nigdy nie wierzyłam) i nagle BUM…jakieś turbo moce we mnie wstąpiły 😉 Zaczęłam w końcu biec, a nie jak do tej pory przebierać nogami 🙂 Jeden, drugi, trzeci podbieg i udaje mi się wyprzedzić kilku Panów… jest radość, jest moc, ciśniemy dalej. Ostatecznie dobiegam jako 13 zawodnik zawodów i 2 kobieta. Poprawiłam czas z zeszłego roku o ponad 50 min. i na mecie przywitali mnie fajni weseli ludzi, Maciek skomentował po tym jak biegnę, że cały czas „zastanawiam się po co ja to robię” nawiązując do mojego porannego wpisu na facebooku. Czy czegoś więcej trzeba do szczęści i radości??? 🙂

Podsumowując: zawsze mogło być lepiej, ale źle nie było. Najważniejsze, że po raz kolejny ukończyłam, nic mnie nie boli i pozostają miłe wspomnienia.

O organizacji biegu

Jak zawsze trasa była bardzo dobrze oznaczona i jeśli udało się komuś zgubić to powinien dostać za to medal 😉 Dodatkowe podziękowania dla wolontariuszy z Ekipy Górskiej – tutaj Ci młodzi ludzie na prawdę zasługują na spore wyrazy uznania, kibicują na każdym punkcie, uśmiechają się do nas, podają biegaczom co tylko chcą itd. Najmilszym akcentem na około 32 km było jak mijał mnie kumpel i mu krzyknęlam „ciśniej, cisniej, nie ma obijania” na co jedna z wolontariuszek mi krzyknęłam ” Natalia nie gadaj i sama ciśnij, bo masz ponad 25 min straty do pierwszej zawodniczki”. Nie wiem kto to był i skąd znała ta wolontariuszka moje imię, ale było to bardzo miłe 🙂

Poza tym dekoracja i koncert – jak zawsze na wesoło i to też przyciąga, żeby tam być do końca. Słowa uznania dla prowadzących, którzy potrafią zbudować prawdziwy klimacik imprezki 😉

Nie omieszkam jeszcze raz pogratulawać tutaj oficjalnie Violi Petrovskay’ej, która była pierwszą zawodniczką – jest mocarka! 🙂

Wyniki VI Supermaratonu Gór Stołowych:
Mężczyźni:

  • Artur Jabłoński – 4:44:53
  • Miłosz Szcześniewski – 4:58:08
  • Robert Dudzik – 5:50:23

Kobiety:

  • Viola Piatrouskaya – 05:41:22
  • Natalia Tomasiak – 06:03:39
  • Agnieszka Malinowska – 06:18:24

Kilka uwag sprzętowych:

Okulary:

Miałam do tej pory problemy z okularami do biegania. Próbowałam różnych i ciągle coś było nie tak. Tym razem na mój nos trafiły Uvexy SportStyle 802 vario. Ku mojemu zaskoczeniu sprawdziły się idealnie. Przebiegłam w nich całą „50’tkę” i mogę śmiało stwierdzić, że jednak są na tym świecie okularki, które nadają się do biegania po górach. W skrócie za co je polubiłam:

  • są lekkie i ich nie czuć na nosie
  • biegnąc raz w dużym słońcu, raz w lesie idealnie sprawdziły się szkła variomatic, które w zależności od warunków pogodowych (naświetlenia) regulowały odcień szkieł i oczywiście idealnie chroniły oczy przed słońcem
  • nie „skakały” mi na nosie przy zbieganiu
  • ich budowana tyle chroni oczy, że żadna mucha ani nic mi nie wpadło nawet z boku
  • nie odparzyło mi nosa pomimo temperatury

Polubiłam te okularki już wcześniej, wykorzystując je na treningach biegowych, na rolkach czy rowerze, ale dopiero ten bieg zweryfikował, że są na prawdę ok 🙂

Plecak:

Tym razem biegłam z Salomonem S-lab Sense Ultra Set

Osobiście mi on wystarczał jeśli chodzi o pojemność, tj. miałam w przednich kieszeniach dwa bidony po 500 ml i akurat od pkt do pkt mi one wystarczały, żeby później uzupełniać.

Plecaczek, a właściwie kamizelka zyskała duży plus w tej temperaturze – jest lekka i przewiewna co jest jej dużą zaletą. W tej kamizelce jak dla mnie dużym plusem są też zasuwane dwie spore kieszonki, po bokach, z których łatwo się coś tam wyciąga. Ja akurat miałam tam żele i batony. W innym modelu plecaka, który mam te kieszonki są mniejsze, dlatego ten rozmiar mi akurat odpowiadał idealnie.



Zegarek:

Tutaj wszyscy wiedzą, że jestem zakochana w moim Suunto Ambit3 White i złego słowa na niego nie powiem. Bateria wytrzymała idealnie, dystans pokazał idealny.